W tym roku tuż przed pierwszym dniem wiosny Mysia (lat 6,5) nam się rozchorowała. No i rozpacz w kratkę, bo była umówiona z bandą koleżanek na wycieczkę nad jakąś wodę, żeby utopić marzannę. Ale co lekarz przykazał to święte, a przykazał leżeć w łóżku i regenerować siły (chyba nie miał nigdy w domu 6,5 latki, u której regeneracja sił trwa 3 sekundy, a leżenie w łóżku to najgorsza kara). Na otarcie łez wyciągnęliśmy więc akcesoria w postaci moich dziurawych rajstop, starej bluzki i wieszaka, zrobiliśmy marzannę i utopiliśmy ją w warunkach domowych - w wannie. Zimo - znikaj.
A żeby było zupełnie wiosennie, postanowiłam wypróbować przepis, który znałazłam u Liski na wilgotną babę zaparzaną. Taka próba generalna przed Wielkanocą. Baba rzeczywiście jest bardzo smaczna i wilgotna. Miałam jeszcze dorobić żurawinowy lukier, ale nie zdążyłam. Baba zniknęła w try-miga!
Po przepis, odsyłam do Liski. Postępowałam dokładnie z jej niezawodnymi instrukcjami, więc nie będę za nią powtarzać. To naprawdę dobry pomysł na wielkanocną babę!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą baba. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą baba. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 21 marca 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)