niedziela, 21 marca 2010

żurawinowa baba czyli marzanna utopiona

W tym roku tuż przed pierwszym dniem wiosny Mysia (lat 6,5) nam się rozchorowała. No i rozpacz w kratkę, bo była umówiona z bandą koleżanek na wycieczkę nad jakąś wodę, żeby utopić marzannę. Ale co lekarz przykazał to święte, a przykazał leżeć w łóżku i regenerować siły (chyba nie miał nigdy w domu 6,5 latki, u której regeneracja sił trwa 3 sekundy, a leżenie w łóżku to najgorsza kara). Na otarcie łez wyciągnęliśmy więc akcesoria w postaci moich dziurawych rajstop, starej bluzki i wieszaka, zrobiliśmy marzannę i utopiliśmy ją w warunkach domowych - w wannie. Zimo - znikaj.
A żeby było zupełnie wiosennie, postanowiłam wypróbować przepis, który znałazłam u Liski na wilgotną babę zaparzaną. Taka próba generalna przed Wielkanocą. Baba rzeczywiście jest bardzo smaczna i wilgotna. Miałam jeszcze dorobić żurawinowy lukier, ale nie zdążyłam. Baba zniknęła w try-miga!
Po przepis, odsyłam do Liski. Postępowałam dokładnie z jej niezawodnymi instrukcjami, więc nie będę za nią powtarzać. To naprawdę dobry pomysł na wielkanocną babę!

2 komentarze:

  1. co za radośc musiała byc z tego topienia marzanny w wannie ;-)
    ale pewnie jeszcze większa ze zjadania takiej puchatej drożdżówki

    OdpowiedzUsuń
  2. największa radość była ze zjadania drożdżówki podczas topienia marzanny ;)

    OdpowiedzUsuń